Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/86

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dopuszczony między te wyborowe istoty i przyjęty za swego, Lucjan wcielał tam poezję i piękność. Przeczytał swoje sonety, które wzbudziły zachwyt. Dopraszano się o sonet, jak on prosił Michała Chrestien o piosenkę. W pustyni Paryża, Lucjan znalazł tedy oazę przy ulicy des Quatre-Vents.
Z początkiem października, Lucjan, obróciwszy resztę pieniędzy na zakupno drzewa, został bez środków w pełni najżarliwszej pracy, mianowicie przetapiania swego dzieła. Daniel d’Arthez palił torfem i znosił heroicznie nędzę: nie skarżył się, był systematyczny jak stara panna, i podobny do skąpca swą metodycznością. Ten hart podsycał wytrwałość Lucjana, który, niedawno należąc do grona, miał nieprzeparty wstręt do mówienia o swojej nędzy. Jednego dnia, zapuścił się na ulicę du Coq aby sprzedać Gwardzistę Karola IX-go staremu Doguereau, ale go nie zastał. Lucjan nie wiedział, ile w wielkich duszach mieszka pobłażliwości. Każdy z jego przyjaciół pojmował słabości właściwe poetom, odpływy po napięciach duszy. Ci ludzie, tak silni wobec własnych niedoli, byli tkliwi dla nieszczęść Lucjana. Domyślili się jego braków. Słodkie tedy wieczory gawęd, głębokich rozstrząsań, poezji, zwierzeń, lotów pełnemi skrzydłami w sfery inteligencji, w przyszłość narodów, w historję, Biesiada ozdobiła rysem, który dowodzi jak mało Lucjan zrozumiał nowych przyjaciół.
— Lucjanie, mój drogi, rzekł Daniel, nie przyszedłeś wczoraj do Flicoteaux, wiemy przyczynę.
Lucjan nie mógł wstrzymać łez, które spłynęły mu po licach.
— Nie miałeś zaufania do nas, rzekł Michał Chrestien.
— Wszyscy, jak nas tu widzisz, rzekł Bianchon, znaleźliśmy jakiś zarobek: ja, z polecenia Despleina, pielęgnowałem bogatego mieszczucha; d’Arthez machnął artykuł dla Przeglądu; Chrestien godził się już zaśpiewać publicznie parę piosenek, ale znalazł zamówienie na broszurę dla jegomościa który pragnie wejść w politykę: uciął mu Machiawela za całe 600 franków! Leon Giraud pożyczył