Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/260

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach, gdyby to było prawdą! wykrzyknął Lucjan.
— Jakiż interes przypuszcza pan w kłamstwie? rzekła margrabina, obrzucając Lucjana zimnem i wyniosłem spojrzeniem, które na nowo grążyło go w nicości.
Lucjan, zmieszany, nie podjął już rozmowy, margrabina, obrażona, nie odezwała się więcej. Był dotknięty, ale uznał iż popełnił niezręczność i postanowił ją naprawić. Zwrócił się do pani de Montcornet i zaczął mówić o Blondecie, wysławiając talent młodego pisarza. Spotkał się z łaskawem przyjęciem hrabiny, która, na znak margrabiny d’Espard, zaprosiła go na najbliższy wieczór, pytając czy nie ujrzałby z przyjemnością pani de Bargeton, która, mimo żałoby, zgodziłaby się może przyjść: nie chodzi o wielki raut, ale o małe zebranie, ot, między przyjaciółmi.
— Pani margrabina twierdzi, że wszystkie winy są po mojej stronie, kuzynce jej zatem przystoi okazać się pobłażliwą.
— Niech pan powstrzyma niedorzeczne napaści których jest przedmiotem i które łączą jej nazwisko z człowiekiem dla niej niesympatycznym, a niebawem otrzyma pan znak pokoju. Pan mniemał podobno, że ona zaparła się pana: co do mnie, widziałam ją bardzo zasmuconą tem że pan ją rzucił. Czy to prawda, że ona opuściła swoje strony z panem i dla pana?
Lucjan spoglądał na hrabinę z uśmiechem, nie wiedząc co odpowiedzieć.
— Jak pan może nie ufać kobiecie, która tyle dla pana poświęciła? A zresztą, osoba tak piękna i rozumna jak ona, miała prawo żądać, aby ją kochano mimo wszystko. Pani Bargeton kochała pana nietyle dla pana samego, ile dla twego talentu. Niech mi pan wierzy, talent, to dla kobiety więcej niż uroda, rzekła, spoglądając ukradkiem na Emila Blondet.
Lucjan poznał w pałacu ambasadora różnice, jakie istnieją między wielkim światem a wyjątkowym światkiem w którym żył od pewnego czasu. Te dwa przepychy nie miały z sobą żadnego podobieństwa, żadnego punktu styczności. Wysokość i rozkład po-