Strona:PL Balzac - Stracone złudzenia.djvu/254

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

spodarza, zachował jeszcze nieco przytomności: słuchał sofizmatów, które wniknęły weń i dokończyły dzieła demoralizacji.
— Moje dzieci, rzekł Finot, stronnictwo liberalne musi ożywić swą polemikę, w tej chwili nie ma nic do wystrzelenia przeciw rządowi, a pojmujecie w jakim kłopocie znajduje się wówczas opozycja. Kto z was chce napisać broszurę, w której będzie żądał przywrócenia praw starszeństwa, abyśmy mogli podnieść krzyk przeciw tajemnym zamysłom dworu? Broszura dobrze płatna.
— Ja, rzekł Hektor Merlin, to wchodzi w zakres moich przekonań.
— Twoje stronnictwo powiedziałoby że je kompromitujesz, odparł Finot. Felicjanie, kropnij ty broszurę, Dauriat wyda, zachowamy tajemnicę.
— Ile? spytał Vernou.
— Sześćset franków! Podpiszesz „hrabia C...“
— Stoi! rzekł Vernou.
— Chcecie zatem wznieść kaczkę do wyżyn polityki? spytał Lousteau.
— To sprawa Chabot, przeniesiona w sferę idej. Wmawia się w rząd intencje i judzi się przeciw niemu opinję.
— Nigdy nie potrafię wyjść ze zdziwienia, patrząc że rząd pozostawia ster myśli hultajom takim jak my, rzekł Klaudjusz Vignon.
— Jeżeli ministerjum popełni to głupstwo aby zstąpić w arenę, rzekł Finot, uderzymy w surmy wojenne; jeżeli się zacieknie, rozjątrzymy kwestję, pchniemy ją między masy. Dziennik nie ryzykuje nic, gdy władza ma zawsze wszystko do stracenia.
— Francja pozostanie bezsilna do dnia, w którym dziennik będzie wyjęty z pod praw, rzekł Klaudjusz Vignon. Robicie z dnia na dzień postępy, rzekł do Finota. Staniecie się jezuitami, z tą różnicą, że bez wiary, bez przewodniej myśli i jedności.
Wszyscy skierowali się do zielonych stolików. Brzask świtu przyćmił niebawem płonące świece.