Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Księżna obrzuciła Eugeniusza jednym z tym lekceważących spojrzeń, które mierzą człowieka od stóp aż do głowy, spłaszczają go i sprowadzają do zera.
— Zdaje się, pani, iż bezwiednie utopiłem sztylet w sercu pani de Restaud. Bezwiednie, oto moja wina — ciągnął student, któremu instynkt posłużył wcale dobrze i który odgadł gryzące docinki ukryte pod wymianą czułości obu pań. Znosimy obecność i lękamy się może nawet ludzi, którzy urażą nas świadomie; ale ten, kto zrani, nie znając głębokości rany, ten uchodzi za głupca, człowieka niezręcznego, który nie umie z niczego korzystać i zasługuje na wzgardę.
Pani de Beauséant obrzuciła studenta jednym z owych głębokich spojrzeń, w które wielkie dusze umieją włożyć równocześnie wdzięczność i godność. Spojrzenie to było niby balsam i ukoiło ranę zadaną sercu studenta wzgardliwym rzutem oka, jakim oszacowała go księżna.
— Niech pani sobie wyobrazi, ciągnął Eugeniusz, iż właśnie zdobyłem życzliwość hrabiego de Restaud; trzeba mi bowiem powiedzieć pani — rzekł, zwracając się w stronę księżnej z miną pokorną i złośliwą zarazem — że jestem dopiero mizernym studenciną, bardzo samotnym, bardzo biednym...
— Niech pan nie mówi w ten sposób, panie de Rastignac. My, kobiety, nie chcemy nigdy tego, czego nikt nie chce.
— Ba! rzekł Eugeniusz. Mam dopiero dwadzieścia dwa lat, trzeba umieć znosić niedole swego wieku. Zresztą, jestem u spowiedzi, a niepodobna byłoby klęknąć przy piękniejszym konfesjonale: człowiek popełnia przy nim grzechy, za które kaja się w innym.
Księżna przybrała oziębłą minę na tę antyreligijną wycieczkę, której zły smak potępiła, mówiąc do wicehrabiny:
— Pan przybywa...
Pani de Beauséant zaczęła się szczerze śmiać i ze swego krewniaka i z księżnej.
— Przybywa, moja droga, i szuka nauczycielki, która by go nauczyła dobrego smaku.