Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu/43

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

opuszcza jego pokój — czy zamierza zrobić z jej domu dom publiczny. Ojciec Goriot odparł, że ta dama, to jego starsza córka.
— Ileż pan ma tych córek, trzydzieści sześć? rzekła cierpko pani Vauquer.
— Tylko dwie, odparł stary z łagodnością zrujnowanego człowieka, którego nędza ćwiczy stopniowo w pokorze.
Pod koniec trzeciego roku, ojciec Goriot jeszcze ograniczył wydatki, przenosząc się na trzecie piętro i obniżając pensję do czterdziestu pięciu franków na miesiąc. Poniechał tabaki, oddalił fryzjera i przestał używać pudru. Kiedy ojciec Goriot ukazał się pierwszy raz nieupudrowany, gospodyni wydała okrzyk zdumienia na widok włosów, których siwizna miała odcień brudno-zielonkawy. Fizjognomia starca, którą ukryte zmartwienia czyniły z każdym dniem smutniejszą, była najbardziej rozpaczliwa ze wszystkich przy stole. Nie było wątpliwości: ojciec Goriot, to był stary rozpustnik, którego oczy jedynie dzięki zręczności lekarza ocalały od złośliwego działania nieodzownych leków. Ohydny kolor włosów był wynikiem nadużyć, oraz środków aptecznych, którymi silił się je podtrzymywać.
Fizyczny i moralny stan nieboraka usprawiedliwiał te gadania. Skoro wyprawka jego się zużyła, kupił najtańszego perkalu, aby zastąpić nim piękną bieliznę. Diamenty, złota tabakierka, łańcuch, klejnoty, kolejno znikły. Goriot porzucił swój błękitny frak, cały rynsztunek zamożnego mieszczanina: nosił zimą i latem surdut z grubego brązowego sukna, kamizelkę z koziej sierści i szare wełniane spodnie. Stopniowo chudł coraz bardziej; łydki opadły, twarz, dawniej tryskająca zadowoleniem szczęśliwego mieszczucha, pomarszczyła się; czoło pomięło się w fałdy, szczęka zarysowała się ostro. W czwartym roku pobytu przy ulicy Neuve-Sainte-Geneviève, stary był nie do poznania. Zacny handlarz mąki, sześćdziesięciodwulatek wyglądający na czterdzieści wiosen, promieniejący głupotą, tęgi i tłusty mieszczuch, którego zdobywcza postawa rozweselała przechodniów, który miał coś młodego w uśmiechu, zdawał się siedemdziesięcioletnim starcem, ogłupiałym, chwiejącym się na nogach,