Strona:PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu/232

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Naściu, rzekła Delfina, ściskając ją, Nasieńko, zapomnijmy wszystko.
— Nie, odparła, ja będę pamiętała.
— Anioły moje, rzekł ojciec Goriot, zdejmujecie mi zasłonę którą miałem na oczach, wasz głos wraca mi życie. Uściskajcie się jeszcze. I cóż, Naściu, czy cię ten weksel ocali?
— Mam nadzieję. Słuchaj, tatku, czy zechcesz podpisać?...
— Patrzcież, co za głupiec ze mnie aby o tym zapomnieć! Ale było mi tak niedobrze. Naściu, nie gniewaj się... Prześlij mi wiadomość, że ci już nic nie grozi. Albo nie, przyjdę. Nie, nie, nie przyjdę, nie chcę już widzieć twego męża, zabił bym go na miejscu. Co do zamiaru wyzucia cię z majątku, ja będę czuwał. Idź prędko, dziecko, i spraw aby się Maksym ustatkował.
Eugeniusz stał osłupiały.
— Biedna Naścia była zawsze gwałtowna, rzekła pani de Nucingen, ale ma dobre serce.
— Wróciła po podpis, rzekł Eugeniusz do ucha Delfiny.
— Myślisz?...
— Pragnął bym móc w to nie wierzyć. Strzeż się jej, odparł, wznosząc oczy, jak gdyby chcąc zwierzyć Bogu myśli, których me śmiał wyrazić.
— Tak, zawsze była trochę komediantka, a biedny ojciec daje się brać na te miny.
— Jakże się pan miewa, dobry ojcze Goriot? spytał Rastignac starca.
— Spać mi się chce.
Eugeniusz pomógł Goriotowi się położyć; następnie, skoro stary usnął trzymając córkę za rękę, Delfina zaczęła się wybierać.
— Dziś wieczór we Włoskim, rzekła do Eugeniusza, powiesz mi, jak się ojciec ma. Jutro pan się przeprowadza, łaskawy panie. Zobaczmyż twój pokój... Och, co za okropność! rzekła wchodząc. Ależ to jeszcze gorzej niż u ojca. Eugeniuszu, ładnieś sobie postąpił; kochała bym cię jeszcze więcej, gdyby to było możliwe; ale, moje