Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

go będzie jeszcze sercem ojca... Ach, kiedyście były małe, byłyście bardzo szczęśliwe...
— To był jedyny nasz dobry czas, rzekła Delfina. Gdzie te lata, kiedyśmy zjeżdżały z worków w spichrzu?
— Ojcze, to nie wszystko, rzekła Anastazja do ucha Goriota, który się wzdrygnął. Sprzedaż diamentów nie dała stu tysięcy. Maksyma ścigają. Trzeba nam spłacić jeszcze tylko dwanaście tysięcy franków. Przyrzekł mi że będzie rozsądny, przestanie grać. Została mi na świecie już tylko jego miłość: za drogo ją opłaciłam, umarłabym gdybym ją miała stracić. Poświęciłam mu majątek, cześć, spokój, dzieci. Och, spraw bodaj aby Maksym zachował wolność, szacunek; aby mógł ostać się w świecie, gdzie potrafi sobie zdobyć stanowisko. Obecnie winien mi jest więcej niż szczęście: mamy dzieci, które zostałyby bez majątku. Wszystko przepadnie, jeśli się dostanie do więzienia za długi.
— Nie mam, Naściu. Nie mam już nic, nic! To koniec świata. Och, świat się zawali, to pewna. Uciekajcie, ratujcie się! A, mam jeszcze te srebrne sprzączki, sześć nakryć, pierwszych jakie miałem w życiu. Wreszcie mam już tylko tysiąc dwieście franków dożywocia.
— Cóżeś uczynił, ojcze, ze swoją rentą?
— Sprzedałem, zachowując sobie tę okruszynkę dochodu na swoje potrzeby. Trzeba mi było dwunastu tysięcy franków, aby urządzić apartamencik Fifince.
— U ciebie, Delfino? rzekła pani de Restaud do siostry.
— Och, mniejsza, odparł ojciec Goriot. Dość, że dwunastu tysięcy nie ma.
— Zgaduję, rzekła hrabina. Dla pana de Rastignac. Och, moja biedna Delfino, zatrzymaj się. Widzisz, do czego ja doszłam.
— Moja droga, pan de Rastignac nie jest człowiekiem zdolnym zrujnować swoją kochankę.
— Dziękuję ci, Delfino... W położeniu, w jakim się znajduję, spodziewałam się czegoś innego po tobie; ale ty mnie nigdy nie kochałaś.