Strona:PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu/212

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To jakaś pomyłka, rzekła Sylwia.
— Ale nie, sam się przyznał, podjęła pani Vauquer. I powiedzieć, że wszystkie te rzeczy zdarzyły się u mnie, w dzielnicy gdzie nie zabłąka się ani pies z kulawą nogą! Słowo uczciwej kobiety, ja chyba śnię. Bo to, widzisz, patrzyliśmy na Ludwika XVI i jego nieszczęście, widzieliśmy upadek cesarza, wszystko to było w zakresie rzeczy możliwych. Ale pensjonat, taki jak mój, to zupełnie co innego: można się obejść bez króla, ale musi się co dzień jeść obiad; i, kiedy uczciwa kobieta, z domu Conflans, daje smacznie, na świeżym maśle, to, o ile nie ma przyjść koniec świata... Ale to wszystko, to istotnie koniec świata.
— I pomyśleć, że panna Michonneau, która naraziła panią na te straty, ma dostać, wedle tego co mówią, tysiąc talarów renty! wykrzyknęła Sylwia.
— Nie mów mi o tej zbrodniarce! rzekła pani Vauquer. I jeszcze, na dobitkę, przenosi się do Bunodowej! Ale ona jest zdolna do wszystkiego, musi mieć ładne rzeczy na sumieniu: ręczę, że w swoim czasie kradła i zabijała. Ona powinnaby iść na galery zamiast tego biednego, zacnego człowieka...
W tej chwili zadzwonili Eugeniusz i ojciec Goriot.
— Oto moi dwaj wierni, rzekła wdowa z westchnieniem.
Dwaj wierni, którzy zachowali bardzo lekkie wspomnienie katastrof zacnego pensjonatu, oznajmili bez ceremonii, że się przenoszą na Chaussee d’Antin.
— Ach! Sylwio, rzekła wdowa, to mój ostatni atut. Zadaliście mi śmiertelny cios, panowie! Aż mnie ścisło w żondołku. Czuję tu niby kłodę. Dzisiejszy dzień zwalił mi dziesięć lat na głowę. Oszaleję, słowo honoru! Co zrobić z fasolą? Dobrze, skoro zostaję sama, możesz od jutra szukać miejsca, Krzysztofie. Żegnam panów, dobrej nocy.
— Co jej się stało? spytał Eugeniusz Sylwii.
— Ano cóż, wszyscy się wynieśli skroś tych brewerii. To jej zmąciło w głowie. O, o, słyszy pan jak płacze. Dobrze jej zrobi wy-