Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Ojciec Goriot.djvu/198

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Tak, jest tutaj coś, rzekł, uderzając się w piersi. — Nie zdradziłem nigdy nikogo. Patrz, ty ścierwo, spójrz na nich, rzekł zwracając się do starej panny. Na mnie patrzą ze zgrozą, ale ty przyprawiasz ich o mdłości. Weź swoją zapłatę.
Umilkł na chwilę, spoglądając po stołownikach.
— Jacyście wy głupi wszyscy! Nie widzieliście nigdy galernika? Zbrodniarz tej miary co Collin, tu obecny, to człowiek mniej nikczemny od innych, zakładający protest przeciw straszliwym oszustwom umowy społecznej, jak mówi Jan Jakub, którego mam zaszczyt być uczniem. Ostatecznie, jestem sam naprzeciw rządu wraz z jego chmarą trybunałów, żandarmów, budżetów, i wodzę ich za nos.
— Do kroćset! rzekł malarz. Wartoby go odmalować w tej chwili.
— Powiedz no mi, szambelanie Jego Wysokości Kata, ochmistrzu Wdowy (pełne straszliwej poezji miano, jakie złoczyńcy dają gilotynie) — dodał, zwracając się do szefa policji — bądź poczciwy, powiedz, czy to Jedwabny mnie sprzedał? Nie chciałbym, aby beknął za kogo innego, toby było niesprawiedliwie.
W tej chwili agenci, którzy wszystko przetrząsnęli w mieszkaniu bandyty i ze wszystkiego sporządzili inwentarz, wrócili i zaczęli szeptać coś cicho do naczelnika wyprawy.
Protokół był skończony.
— Panowie, rzekł Collin zwracając się do stołowników, zabiorą mnie. Byliście wszyscy bardzo uprzejmi przez czas mego pobytu, zachowam dla was wdzięczność. Przyjmcie moje pożegnanie. Pozwolicie, abym wam przysłał prowanckich fig.
Uczynił kilka kroków i odwrócił się, aby spojrzeć na Rastignaka.
— Bądź zdrów, Eugeniuszu, rzekł smutnym i łagodnym głosem, który szczególnie odbijał od szorstkości poprzednich słów. Gdybyś był w potrzebie, zostawiłem ci oddanego przyjaciela.
Mimo kajdanków, zdołał stanąć w pozycji, wydał okrzyk komendy: „Raz, dwa!“ i zadał pchnięcie.