Strona:PL Balzac - Marany.djvu/35

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Tak, odpowiedziała Juana. Ale kto przed panem powiedział najtajniejsze myśli moje? Od kilku miesięcy jestem smutna śmiertelnie. Tak, wolałabym umrzeć aniżeli dłużej pozostać w tym domu. Spójrz pan na ten haft, nie ma tam ani jednego ściegu, któryby nie był zrobiony pod ciężarem tysiąca myśli straszliwych. Ileż to razy chciałam się wyrwać i pobiedz rzucić się w morze? Dlaczego? tego już nie wiem... Drobne przykrości dziecinne, ale bardzo bolesne pomimo ich głupoty. Częstokroć ściskałam matkę wieczorem, jak się ściska matkę po raz ostatni, mówiąc do siebie:
— Jutro odbiorę sobie życie. A potem nie umierałam. Samobójcy idą do piekieł, a ja tak się obawiałam piekła, że odważyłam się żyć, wstawać, iść do łóżka, pracować w tych samych godzinach, zawsze robić jedno i to samo. Nie nudziłam się, ale cierpiałam... A jednak ojciec i matka uwielbiają mnie! Ach, jestem niedobra! zawsze to mówię spowiednikowi.
— A więc zawsze pozostawałaś tu bez zabawy, bez przyjemności?
— Och! nie zawsze tak mi było. Aż do piętnastego roku życia, śpiewy, muzyka, uroczystości kościelne rozkoszą mnie przejmowały. Szczęśliwą byłam, czując się jak anieli bez grzechu, z pobożnością przystępowałam codziennie do stołu pańskiego, gdyż kochałam Boga. Ale od trzech lat, z dnia na dzień wszystko się we mnie zmieniło. Najprzód chciałam mieć kwiatki i miałam co najpiękniejsze: potem chciałam... ale już nic nie chcę więcej, dodała po małej przerwie, uśmiecha-