Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/90

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Mamo, dobrze idzie! szepnęła do ucha matce, która mówiła z Ponsem.
Widok rodziny w czasie podobnego wieczoru jest czemś nie do opisania. Każdy z obecnych patrzał z zadowoleniem na m:atkę, której udało się schwytać dobrą partję. Winszowano, zapomocą zręcznych domyślników, i Brunnerowi, który udawał że nie rozumie, i Cecylji która rozumiała wszystko, i prezydentowi, który polował na komplementy. Krew zahuczała Ponsowi w uszach, zdawało mu się, że widzi wszystkie płomyki gazowe swego teatru, kiedy Cesia oznajmiła mu szeptem, z największą oględnością, że ojciec zamierza mu zapewnić dożywocie tysiąca dwustu franków. Stary artysta odmówił stanowczo, tłómacząc się wartością swoich zbiorów objawioną mu przez Brunnera.
Minister, prezydent najwyższego trybunału, generalny prokurator, Popinotowie, wszystko ludzie bardzo zajęci, odjechali. Niebawem zostali jedynie stary Camusot i ex-rejent Cardot w towarzystwie swego zięcia, pana Berthier. Poczciwy Pons, widząc samych najbliższych, bardzo niezręcznie podziękował prezydentostwu za propozycję jaką mu uczyniła Cecylja. Ludzie żyjący sercem idą zwykle za pierwszym popędem. Brunner, który w tem ofiarowanem dożywociu ujrzał rodzaj premji, zamyślił się w sposób znamionujący w nim krew izraelicką i przybrał pozę wyrażającą chłodną zadumę finansisty.
— Moja kolekcja albo jej cena zawsze przypadnie waszej rodzinie, czy odstąpię ją naszemu kochanemu Brunnerowi czy też ją zachowam, mówił Pons, objaśniając zdumioną rodzinę że posiada tak wielki majątek.
Brunner zauważył zwrot wszystkich tych ciemnych mieszczuchów na korzyść człowieka, który z biedaka stawał się w ich oczach bogaczem, tak jak zauważył już wprzód słabość obojga rodziców wobec Cesi, będącej bożyszczem domu. Uczynił sobie tę zabawę, aby jeszcze podsycić zdumienie i wykrzykniki mieszczuchów.
— Powiedziałem pannie Cecylji, że obrazy pana Ponsa warte