Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chanki, która go zanadto zdradzała! Mimo że usiłował kryć głęboką melancholję która go trawiła, stary muzyk najwidoczniej gasł na jedną z owych niewytłómaczonych chorób, których siedziba jest w duszy. Aby wytłómaczyć tę nostalgję spowodowaną naruszeniem zwyczaju, wystarczy przytoczyć jedną z owych drobnostek, które, podobne oczkom stalowej koszulki, spowijają dusze w sieć żelazną. Jedną z najżywszych rozkoszy dawnego życia Ponsa, istnym rajem pieczeniarza, była siurpryza, niespodzianka, gastronomiczny wstrząs spowodowany zjawieniem się nadzwyczajnego dania, smakołyku który gospodyni domu dodaje tryumfalnie do obiadu, pragnąc mu nadać uroczystą cechę! Tej rozkoszy żołądka zbywało Ponsowi, gdyż pani Cibot opowiadała mu przez ambicję treść obiadu. Ta periodyczna podnieta życia Ponsa znikła zupełnie. Obiad jego mijał bez niespodzianki! Oto czego Schmucke nie mógł zrozumieć. Pons był zbyt delikatny aby się skarżyć, a jeżeli jest coś smutniejszego niż zapoznany geniusz, to niezrozumiany żołądek. Serce którego miłość odtrącono, ten dramat tak bardzo nadużyty, opiera się na fałszywej potrzebie; jeśli bowiem opuści nas stworzenie, można kochać Stwórcę, który ma istne skarby do rozdania. Ale żołądek!... Nic nie da się porównać z jego cierpieniami; przed wszystkiem bowiem — życie! Pons żałował niektórych kremów — istne poematy! pewnych sosów — arcydzieła! drobiu z truflami — rozkosz! ponad wszystko zaś słynnych karpiów reńskich, które znajdują się jedynie w Paryżu, i jak przyprawione! Bywały dni, że Pons wykrzykiwał: „O Zofjo!“ myśląc o kucharce hrabiego Popinot. Przechodzień, słysząc to westchnienie, myślałby że poczciwiec mówi o kochance, a tu chodziło o rzecz o wiele rzadszą, o tuczonego karpia! podanego z sosem, rzadkim w sosjerce, gęstym na języku, sosem godnym nagrody cnoty Montyona! Wspomnienie tych minionych obiadków sprawiło, iż kapelmistrz, trawiony nostalgją gastryczną, wychudł znacznie.
Z początkiem czwartego miesiąca, pod koniec stycznia r. 1845, młody flecista, który się nazywał Wilhelm, jak prawie wszyscy