Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/272

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Wszystko jest we mnie czarne!... rzekł biedny Niemiec, i to tak czarne, że czuję śmierć w duszy... Bóg mi uczyni tę łaskę, alby mnie połączyć z przyjacielem w grobie, i dziękuję mu za to!...
I złożył ręce.
— Mówiłem już naszemu zarządowi, który wprowadził tyle udoskonaleń, wtrącił mistrz ceremonji zwracając się do p. Villemot, że należałoby mieć szatnię i wynajmować kostjumy spadkobiercom... to rzecz, która z każdym dniem staje się potrzebniejsza... Ale, skoro pan dziedziczy, musi pan włożyć płaszcz żałobny; ten, który przyniosłem, okryje pana tak dobrze, że nie będzie widać niestosowności ubrania... — Będzie pan łaskaw wstać? rzekł do Schmuckego.
Schmucke wstał, ale zachwiał się na nogach.
— Trzymajże go pan, rzekł mistrz ceremonji do dependenta, skoro jesteś jego pełnomocnikiem.
Villemot podtrzymał Schmuckego pod ramiona, i wówczas mistrz ceremonji nałożył mu ów przestronny i okropny czarny płaszcz, który wkłada się spadkobiercom idącym za trumną, wiążąc go im pod brodę na czarne jedwabne sznurki.
Tak ustrojono Schmuckego na sukcesora.
— A teraz, nastręcza się wielka trudność, rzekł mistrz ceremonji. Mamy cztery chwasty całunu do obsadzenia... Jeżeli niema nikogo, kto je będzie trzymał?... Już wpół do jedenastej, rzekł patrząc na zegarek, czekają nas w kościele.
— A! jest Fraisier! wykrzyknął bardzo nieostrożnie Villemot.
Ale nie miał kto podchwycić tego przyznania się wspólnictwa.
— Kto jest ten pan? spytał mistrz ceremonji.
— To... to rodzina.
— Co za rodzina?
— Rodzina wydziedziczona. To pełnomocnik prezydenta Camusot.
— Dobrze! rzekł mistrz ceremonji z zadowoleniem. Będziemy