Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Pani prezydentowo, jeżeli żądam pełnomocnictwa, jeżeli chcę aby adwokat państwa nie występował w tej sprawie, czynię to raczej w interesie państwa niż w moim własnym... Ja, kiedy się komuś oddam, to już cały! Toteż, pani, żądam tej samej szczerości, tego samego zaufania od moich protektorów... nie śmiem tutaj powiedzieć od moich klientów. Pani może przypuszcza, że chodzi mi o uczepienie się tej sprawy; nie, pani. Ale, gdyby się miało dziać coś... niezupełnie poprawnego... bo, w sprawach sukcesji, bywa człowiek zmuszony... zwłaszcza pod naciskiem dziewięciuset tysięcy franków... otóż, nie może pani wyprzeć się człowieka takiego jak pan Godeschal, który jest wcieloną uczciwością; ale można wszystko zwalić na grzbiet mizernego kauzyperdy...
Prezydentowa spojrzała na Fraisiera z podziwem.
— Pan skończy bardzo wysoko albo bardzo nisko, rzekła. Na pańskiem miejscu, zamiast marzyć o drzemce w fotelu sędziego pokoju, pragnęłabym zostać prokuratorem... w Mantes! i robić karjerę.
— Niech się pani nie lęka! Sąd pokoju jest dla pana Vitel księżą kobyłą, ja uczynię zeń bojowego rumaka.
Prezydentowa doszła wreszcie z Fraisierem do ostatniego zwierzenia, mówiąc:
— Wydaje mi się pan tak szczerze odany naszej sprawie, że pragnę pana wtajemniczyć w nasze kłopoty i nadzieje. W epoce gdyśmy projektowali małżeństwo naszej córki z pewnym intrygantem, który później został bankierem, prezydent bardzo pragnął powiększyć dobra Marville o spory kawał łąk, wówczas będących na sprzedaż. Wyzuliśmy się z tej wspaniałej posiadłości, aby, jak panu wiadomo, wydać za mąż córkę; że jednak córka nasza jest jedynaczką, pragnę bardzo nabyć resztę tych pastwisk. Te piękne łąki sprzedano już częściowo, należą do pewnego Anglika, który wraca do Anglji, przemieszkawszy tam dwadzieścia lat; zbudował sobie śliczny dworek, w rozkosznem położeniu, między parkiem Marville a łąkami należącecmi niegdyś do majątku. Pragnąc założyć