Strona:PL Balzac - Kuzyn Pons.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łam, tak, mimochodem, że mają wziąć jakiegoś pana Garangeot, aby dorobił muzykę do Mohikanów...
— Garangeot! wykrzyknął Pons wściekły, Garangeot, człowiek bez krzty talentu, którego nie chciałem wziąć na pierwszego skrzypka! To bardzo sprytny chłopak, który pisze dobre feljetony o muzyce, ale gdy chodzi o skomponowanie melodji, — zdechł pies! Ale skąd u djabła przyszło pani do igłowy chodzić do teatru?\
— Ależ z pana czort uparty!... No, mój kotusiu, niechże pan tak nie kipi jak ta zupa na mleku!... Czy może się pan zająć czem w takim stanie? Ależ pan się chyba nie przyjrzał sobie? Chce pan lustro? Skóra i kości!... słabe to jak ten wróbelek... i panu się zachciewa nuty pisać... Ani mojego rachunku nie potrafiłby pan nagryzmolić... A, dobrze! to mi przypomniało, że mam iść do służącej na trzecie piętro, winna jest nam siedemnaście franków... to zawsze coś, siedemnaście franków, bo po zapłaceniu apteki, nie zostaje nam ani dwadzieścia franków... Trzebaż było powiedzieć temu człowiekowi, który wygląda na poczciwego człowieka, panu Gaudissart... Podoba mi się ten pan... nadałby mi się... Wesoły sobie... No, ten to nigdy nie będzie chorował na wątrobę! Trzeba mu było tedy powiedzieć, jak rzecz stoi z panem... Ba! niedobrze z panem, toteż zaraz wzięli kogoś na pańskie miejsce...
— Na moje miejsce! wykrzyknął straszliwym głosem Pons siadając na łóżku.
Wogóle chorzy, zwłaszcza ci po których już sięga kosa śmierci, czepiają się swoich stanowisk z tą samą zaciekłością, jaką rozwijają początkujący aby je uzyskać. Toteż utrata posady wydała się umierającemu nieborakowi jak gdyby wstępem do śmierci.
— Ależ doktór powiada, rzekł, że ja mam się bardzo dobrze! że niebawem wrócę do zajęć. Pani mnie zabiłaś, zrujnowałaś, zamordowałaś!...
— Ta ta ta ta! wykrzyknęła Cibotowa, już pan kipi! Tak, tak, jestem pańskim katem; zawsze pan opowiada panu Schmucke te mi-