Strona:PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ką. Skoro będzie miała za sobą dwa lata małżeństwa, mówiła młoda kobieta, nie ręczyłabym za szczęście Pawła.
— Czyżby kwiat młodzieży miał zwiędnąć? odparł pan Solonet.
— Mimo że się owinął o tę tyczkę, rzekła jakaś panna.
— Nie wydaje ci się, że pani Evangelista jest jakaś kwaśna?
— Ba, moja droga, ktoś mi mówił, że ona zachowała ledwie dwadzieścia pięć tysięcy renty, cóż to jest dla niej?
— Nędza, oczywiście.
— Tak, ogołociła się dla córki. Pan de Manerville podobno tak dusił...
— Szalenie! odparł Solonet. Ale będzie parem Francji. Maulincourowie, widam de Pamiers, będą go popierać, należy do dzielnicy Saint-Germain.
— Och, bywa tam tylko, to i wszystko, rzekła dama, która miała ochotę złowić go na zięcia. Panna Evangelista, córka handlarza, nie otworzy mu z pewnością królewskich pokojów.
— Jest stryjeczną wnuczką księcia de Casa-Real.
— Po kądzieli!
Wszystkie te gadania wyczerpały się rychło. Gracze siedli do kart, panny i kawalerowie zaczęli tańczyć, podano kolację. Zgiełk uciszył się nad ranem, gdy pierwsze brzaski dnia wdarły się przez okno. Pożegnawszy Pawła, który odszedł ostatni, pani Evangelista udała się do córki, bo jej pokój zagarnął architekt dla powiększenia terenu zabawy. Mimo iż Natalja i matka upadały ze zmęczenia, znalazłszy się same wymieniły kilka słów.
— Mamuśku droga, co tobie?
— Mój aniele, dowiedziałam się dziś wieczór, jak daleko może iść czułość matki. Nie znasz się na interesach i nie wiesz na jakie podejrzenia wystawiono moją uczciwość. Ale zdeptałam mą dumę; chodziło o twoje szczęście i o naszą reputację.
— Chcesz mówić o tych djamentach? On to opłakał, biedny chłopak. Nie chciał ich, ja je mam.