Strona:PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu/57

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zawsze będziemy mieli pięć koni w stajni. Zajmują się też dotacjami, ale ja ich uprzedzałem.
— Jakto? rzekła Natalja.
— Czyż nie oddałem się już cały? rzekł spoglądając na młodą dziewczynę, której piękność zdwoiła się, kiedy przyjemność spowodowana tą odpowiedzią ubarwiła jej twarz.
— Mamo, jak ja odwdzięczę tyle szlachetności?
— Dziecko, czyż nie masz całego życia aby ją odpłacić? Dawać szczęście każdego dnia, czyż to nie znaczy wnieść w dom niewyczerpane skarby? Ja niemiałam innego posagu.
— Lubi pani Lanstrac? rzekł Paweł do Natalji.
— Jak mogłabym nie lubić czegoś, co należy do pana? rzekła. Chciałabym bardzo zobaczyć pański dom.
— Nasz dom, rzekł Paweł. Chce pani zobaczyć, czy dobrze przeczułem pani gusty, czy się tam pani będzie podobało. Matka uczyniła zadanie twego męża, Nataljo, bardzo trudnem, zawsze byłaś bardzo szczęśliwa; ale, kiedy miłość jest nieskończona, nic nie jest jej zbyt trudne.
— Drogie dzieci, rzekła parni Evangelista, czyż wy moglibyście zostać w Bordeaux przez pierwsze dni po ślubie? Jeśli macie odwagę zetknąć się ze światem, który was zna, śledzi, krępuje, zgoda! Ale, jeśli czujecie oboje ową wstydliwość uczuć, która ściska duszę i nie da się wyrazić, pojedziemy do Paryża, gdzie życie młodego stadła gubi się w wirze stolicy. Tam jedynie możecie żyć jak para kochanków, nie obawiając się śmieszności.
— Masz rację, mamo, nie myślałem o tem. Ale zaledwie będę miał czas przygotować dom. Napiszę dziś jeszcze do mego przyjaciela de Marsaya, jedynego na którego mogę liczyć że popędzi robotników.
W chwili gdy, podobny młodym ludziom nawykłym zaspakajać swoje zachcenia bez poprzedniej rachuby, Paweł brnął niebacznie w koszta pobytu w Paryżu, stary Mathias wszedł do salonu i dał znak swemu klientowi że chce z nim pomówić.