Strona:PL Balzac - Kontrakt ślubny; Pułkownik Chabert.djvu/26

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

rodzą harmonję wrażeń, która mami powierzchownych ludzi co do przyszłych stosunków w małżeństwie, gdzie przeszkody już nie istnieją, gdzie kobieta cierpi miłość zamiast jej użyczać, odpycha często rozkosz zamiast jej pragnąć. Życie odmienia tam dla nas swą postać. Kawaler, wolny, swobodny, zawsze w stanie zaczepnym, nie lęka się niczego w razie porażki. W małżeństwie, klęska jest nieunikniona. O ile kochanek może skłonić kobietę do cofnięcia nieprzychylnego wyroku, nawrót ten, mój drogi, to Waterloo mężów. Jak Napoleon, mąż skazany jest na zwycięstwa, które, mimo swej liczby, nie przeszkodzą iż pierwsza porażka go obali. Kobieta tak rada z natarczywości kochanka, tak szczęśliwa z jego gniewu, nazywa je brutalnością u męża. O ile kawaler wybiera teren, o ile wszystko mu jest dozwolone, wszystko wzbronione jest panu, a jego pole bitwy jest niezmienne. Przytem walka jest odwrócona. Kobieta skłonna jest odmawiać tego co powinna, gdy jako kochanka użycza tego czego nie powinna. Ty, który chcesz się ożenić, czyś ty dumał kiedy nad kodeksem cywilnym? Ja nigdy nie walałem sobie nóg w tem bagnie komentarzy, w tym spichrzu gadulstwa, nazwanym Wydziałem Prawa; nigdy nie otwarłem kodeksu, ale widzę jego zastosowanie w żywym świecie. Jestem logistą, jak klinicysta jest lekarzem. Choroba jest nie w książkach, jest w chorym. Kodeks, mój drogi, wziął kobietę w kuratelę, brał ją za małoletnią, za dziecko. Otóż, jak prowadzi się dzieci? Obawą. W tem słowie, Pawle, mieści się wędzidło bydlątka. Zmacaj sobie puls! Zbadaj, czy zdołasz się przeobrazić w tyrana, ty, łagodny, dobry chłopiec, tak pełen ufności; ty, z którego śmiałem się zrazu, a którego kocham dziś natyle, aby ci zdradzić swoją wiedzę. Tak, to wszystko płynie z wiedzy, którą Niemcy już nazwali antropologją. Ha! gdybym nie był rozwiązał życia przyjemnością, gdybym nie miał głębokiej antypatji do tych co myślą miast działać, gdybym nie gardził głupcami dość głupimi aby wierzyć w życie książki gdy piaski afrykańskich pustyń narosły z pyłu niewiem ilu Londynów, Wenecyj, Paryżów, Rzymów, nieznanych, spopielonych — napisałbym