Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Kobieta trzydziestoletnia.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Z tego przeświadczenia rodzi się gorzki wstręt, który każe odwrócić głowę, kiedy się nastręczy nowe szczęście. Sądziła obecne życie jak starzec, który je ma opuścić. Mimo iż czuła się młoda, brzemię bezradosnych dni padało jej na duszę, miażdżyło ją, postarzało przed czasem. Pytała z krzykiem rozpaczy, co świat jej da w zamian za miłość, która pomagała jej żyć i którą straciła. Pytała sama siebie czy w minionej miłości, tak czystej, nieskalanej, myśl nie była występniejsza niż uczynki. Z rozkoszą mnożyła swoje winy, aby urągać światu i aby się pocieszyć, że z tym którego opłakiwała nie zaznała owego pełnego zespolenia, które, stapiając dusze z sobą, łagodzi boleść tej co została przy życiu pewnością że zakosztowała najwyższego szczęścia, że umiała dać je w całej pełni i zachowała w sobie odcisk duszy która odeszła. Była niezadowolona z siebie, jak aktorka, która chybiła rolę: ten ból żarł wszystkie jej fibry, głowę i serce. Jeżeli natura była zduszona w swych najtajniejszych pragnieniach, próżność nie mniej była zraniona niż dobroć, która pcha kobietę do poświęceń. Rozważając te kwestje, poruszając sprężyny rozmaitych istnień, jakie w nas stwarza natura społeczna, moralna i fizyczna, Julja zużywała tak doszczętnie siły duszy, że w zamęcie najsprzeczniejszych refleksyj nic już nie umiała rozróżnić. Toteż czasami, kiedy opadała mgła, otwierała okno i patrzała w nie bez myśli, wdechając machinalnie wilgotny zapach ziemi, stojąc bez ruchu jakby ogłupiała, gdyż szum boleści czynił ją równie głuchą na harmonję przyrody co na uroki myśli.
Pewnego dnia, około południa, w chwili gdy słońce rozjaśniło horyzont, panna służąca weszła niewołana i rzekła:
— Już czwarty raz ksiądz proboszcz żąda widzieć panią margrabinę i nalega tak stanowczo, że nie wiemy co odpowiedzieć.
— Pewno chce pieniędzy dla biednych; weź dwadzieścia pięć ludwików i zanieś odemnie.
— Proszę pani, rzekła panna służąca wracając, ksiądz nie chce wziąć, chce mówić z samą panią.