Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Kobieta trzydziestoletnia.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To pewna, milordzie, rzekł margrabia śmiejąc się, że tylko Anglik mógł mi zrobić tak osobliwą propozycję. Pozwoli pan, że ani ją odrzucę ani przyjmę; pomyślę nad nią. A przytem, przedewszystkiem, trzeba ją przedstawić mojej żonie.
W tej chwili Julja znów zjawiła się przy fortepianie. Odśpiewała arję Semiramidy: Son regina, son guerriera. Oklaski jednogłośne, ale stłumione, owe grzeczne arystokratyczne oklaski wyraziły zachwyt.
Kiedy d’Aiglemont odwiózł żonę do domu, Julja ujrzała z odcieniem niepokoju i przyjemności rychły skutek swej próby. Mąż, podniecony jej sukcesem, zaszczycił ją swoim kaprysem, zapalił się do niej niby do aktorki. Julję zabawiło to; ona, kobieta uczciwa, mężatka, próbowała igrać ze swą władzą. W tej pierwszej utarczce, dobroć jej sprawiła, że uległa jeszcze raz; ale była to najstraszliwsza ze wszystkich lekcji, jakie jej dał los. Około trzeciej rano, posępna i zadumana siedziała w małżeńskiem łóżku; słaby błysk lampy oświecał pokój, panowała najgłębsza cisza. Od godziny blisko, margrabina, szarpana dotkliwemi wyrzutami, wylewała łzy, których gorycz mogą zrozumieć jedynie te, które znalazły się kiedy w tem położeniu. Trzeba było mieć duszę Julji, aby czuć jak ona ohydę wyrachowanej pieszczoty, aby się czuć równie skalaną zimnym pocałunkiem: przeniewierstwo serca, obciążone bolesną prostytucją! Gardziła sobą, przeklinała małżeństwo, chciałaby umrzeć; gdyby nie krzyk córki, rzuciłaby się może z okna na bruk. Pan d’Aiglemont spał spokojnie obok, nie obudzony gorącemi łzami, które żona na niego roniła.
Nazajutrz, Julja potrafiła być wesołą. Znalazła siły, aby udawać szczęśliwą, i ukryć już nie melancholję ale nieopisany wstręt. Od tego dnia, nie uważała się już za kobietę bez skazy. Czyż nie skłamała samej sobie, czyż nie była zdolna do udania, czyż nie miała później rozwinąć zdumiewającej przewrotności w zdradzie? Małżeństwo jej było przyczyną owego zepsucia a priori, dotąd działającego w próżni. Już wszakże zadawała sobie pytanie, czemu