Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/151

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Podobny do pierwszego konsula, który, bity pod Marengo aż do piątej wieczór, o szóstej osiągnął zwycięstwo dzięki rozpaczliwemu atakowi Desaixa i wściekłej szarży Kellermanna, Chesnel dojrzał widoki tryumfu wśród ruin. Trzeba było być Chesnelem, trzeba było być starym rejentem, starym intendentem, pisarkiem u starego Sorbier, trzeba było nagłego jasnowidzenia rozpaczy, aby być równie wielkim jak Napoleon, nawet większym: ta bitwa to nie było Marengo, ale Waterloo, a Chesnel chciał pobić Prusaków widząc ich pułki.
— Pani, ty której interesy prowadziłem przez dwadzieścia lat, ty chluba mieszczaństwa tej prowincji, jak d‘Esgrignonowie są chlubą szlachty, wiedz że obecnie od ciebie tylko zależy ocalenie tego domu. Teraz odpowiedz pani: czy pozwolisz zniesławić cienie swego stryja, d‘Esgrignonów, biednego Chesnela? Czy chcesz zabić pannę Armandę, która płacze? Czy chcesz okupić swoje winy, sprawiając radość swoim przodkom, intendentom książąt d’Alençon, pocieszając cienie naszego drogiego księdza, który, gdyby mógł wstać z trumny, nakazałby ci uczynić to, o co ja cię błagam na kolanach?
— Co takiego? wykrzyknęła pani du Croisier.
— A więc, oto sto tysięcy talarów, rzekł wyjmując z kieszeni banknoty. Przyjmij je pani, wszystko będzie skończone.
— Jeżeli chodzi tylko o to, odparła, i jeżeli nie może stąd wyniknąć nic złego dla mego męża...
— Tylko dobre, rzekł Chesnel. Oszczędza mu pa-