Przejdź do zawartości

Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

we wszystkich konjugacjach czasownika. Toteż człowiek ten, którego uczucia streszczały się w jednem jedynem przywiązaniu, odczuwał podwójną rozkosz, myśląc że jego posiadłości, tak dobrze wybrane, tak dobrze uprawne, z takim trudem nabyte, powiększą rodowe dziedziny d‘Esgrignonów. Siedząc wygodnie w swoim starym fotelu, kołysał się nadziejami: patrzał kolejno to na gmach wzniesiony szczypcami z rozrzażonych węgli, to na gmach domu d‘Esgrignon podniesiony z ruiny jego sprawą. Wielbił cel, jaki umiał dać swemu życiu, wyobrażając sobie że młody hrabia jest szczęśliwy. Chesnel nie był pozbawiony inteligencji; nietylko sentyment działał w tem wielkiem poświęceniu, miał on swoją dumę, podobny był owej szlachcie, która odbudowuje kolumny w katedrach, ryjąc na nich swoje imiona: on rył się w pamięci domu d‘Esgrignon. Będą tam mówili o starym Chesnelu!
W tej chwili weszła stara gospodyni z oznakami niezwykłego przerażenia.
— Co to, Brygido, pali się? spytał Chesnel.
— Coś takiego, odparła. Przyszedł pan du Croisier i chce się z panem widzieć.
— Du Croisier! powtórzył starzec; żgnęło go w serce tak zimne ostrze podejrzenia, że aż upuścił szczypce. Du Croisier tutaj, pomyślał, nasz śmiertelny wróg!
Du Croiser wszedł z miną kota, który czuje mleko w kredensie. Skłonił się, wziął fotel który mu rejent podsunął, usiadł pomału i przedłożył rachunek na dwieście dwadzieścia siedm tysięcy franków, wraz z pro-