Strona:PL Balzac - Gabinet starożytności.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wedle wyrażenia jakiegoś tam poety, który zdechł w szpitalu.
— Skądże wy wiecie o tem, skoro ja nie wiem? odparł naiwnie d‘Esgrignon.
— Ty ostatni się o tem dowiesz, tak jak ona dowie się ostatnia, że ty masz długi.
— Myślałem, że ona ma sto tysięcy funtów renty, rzekł d‘Esgrignon.
— Mąż, odparł de Marsay, jest z nią separowany i żyje w pułku, gdzie robi oszczędności, bo i on też ma trochę dłużków, ten nasz kochany książę! Gdzieś ty się chował? Naucz-że się robić, jak my, rachunki swoich przyjaciół. Panna Djana (kochałem ją dla jej imienia!), Djana d‘Uxelles wyszła za mąż mając własnych sześćdziesiąt tysięcy funtów renty; od ośmiu lat wydaje po dwieście tysięcy; jasnem jest, że w tej chwili dobra jej są obciążone powyżej wartości; pewnego pięknego poranka trzeba zwinąć chorągiewkę, i anioł będzie musiał drapnąć przed... mamż powiedzieć? przed komornikiem, który będzie miał tę bezczelność aby capnąć anioła, tak jakby capnął każdego z nas.
— Biedny anioł!
— Ba! to drogi interes mieszkać w paryskiem niebie; trzeba sobie bielić cerę i skrzydła co rano, rzekł Rastignac.
D‘Esgrignonowi nieraz przechodziło przez głowę aby wyznać swoje kłopoty ukochanej Djanie; dreszcz go tedy przeszedł na myśl, że już jest dłużny sześćdziesiąt tysięcy franków a że wisi nad nim jeszcze rachun-