Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/74

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

sza córka, Kuternogo, zechciała rzucić paniusię z Auxerre, jest taka ładna, że, udając świętoszkę, wybawiłaby okolicę. I potem tra-ta-ta!
— A czemuby nic ty? rzekł Godain cicho do Katarzyny; możnaby tu zgarnąć sporo talarów, grożąc skandalem, i od jednego zamachu stałabyś się panią...
— Idziemy na kłoski czy nie idziemy?... rzekł Bonnebault. Ja gwiżdżę na waszego proboszcza, ja jestem z Couches, a my tam nie mamy księdza, któryby nam łechtał sumienia kropidłem.
— Wiecie, rzekł Vaudoyer, trzebaby się dowiedzieć od starego Rigou, który się zna na prawie, czy Tapicer maże nam zabronić kłosków. On nam powie, czy mamy rację. Jeżeli Tapicer jest w swojem prawie, postaramy się wówczas, jak powiada stary, wziąć rzeczy kantem...
— Tu się poleje krew... rzekł Mikołaj posępnie wstając po wypiciu całej butelki wina, którą nalała mu Katarzyna, aby mu nie dać mówić. Jeżeli mnie posłuchacie, Michaud odwali kitę! Ale wy jesteście ciemięgi, tchórze!
— Ja nie! rzekł Bonnebault. Jeżeli jesteście chwaty i potraficie trzymać gęby na kłódkę, ja się podejmuję zdmuchnąć Tapicera, hej!... Co za przyjemność wpakować mu śliweczkę, toby mi dało satysfakcję za wszystkich moich hyclów oficerów!...
— Hoho! wykrzyknął Jan Tonsard, który uchodził potrosze za syna Gaubertina i który wszedł właśnie za Fourchonem.
Ten chłopak, który zalecał się od kilku miesięcy do