Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 2.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

chłopak w okolicy, szaleje za tobą, marzy o tobie, głowę stracił, a przecież kochają go wszystkie dziewczęta. To tęgi kawał chwata! Kiedy włożysz białą suknię i żółte wstążki, będziesz najpiękniejszą dziewczyną u Socquarda w dzień Matki Boskiej, w obliczu całego państwa z La-Ville-aux-Fayes. No, chcesz? Patrz, kosiłam tu trawę dla naszych krów, mam we flaszce trochę słodkiego wina które mi dał Socquard dziś rano, rzekła widząc w oczach Pechiny ów omdlały wyraz który znają wszystkie kobiety. Ja jestem dobra dziewczyna, podzielę się z tobą... będzie ci się zdawało, że ktoś cię kocha...
W czasie tej rozmowy, stąpając ostrożnie po kępkach trawy, Mikołaj przypełzał bez hałasu do stóp wielkiego dębu, niezbyt odległego od pagórka na którym siostra jego posadziła Pechinę. Katarzyna, która od czasu do czasu spoglądała dokoła, ujrzała w końcu brata, kiedy szła po manierkę z winem.
— Masz, zacznij, rzekła do małej.
— Pali, wykrzyknęła Genowefa oddając Katarzynie manierkę, z której wypiła dwa łyki.
— Głupia, patrz, odparła Katarzyna, wypróżniając jednym haustem flaszkę, jak się to łyka; to niby promień słońca który ci świeci w żołądku.
— Ojej! toć ja miałam zanieść mleko pannie Gaillard?... wykrzyknęła Pechina, ten Mikołaj tak mnie nastraszył...
— Więc ty nie lubisz Mikołaja?
— Nie, odparła Pechina, czego on za mną goni? Nie brak mu takich, co mają ochotę.