Strona:PL Balzac - Chłopi. T. 1.djvu/190

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zwoliła umieścić tam herbu Francji, będącego jej potępieniem.
W chwili gdy generał ujrzał ten wspaniały pomnik, mech zielenił skrzydła dachu. Kamienie, zżarte czasem, zdawały się krzyczeć na profanację tysiącem otwartych ust. Z ołowiu ochwierutanych witraży wypadły szybki, sprawiając iż okna wydawały się jakby oślepłe. Żółte lewkonje kwitły między balustradami, bluszcz zapuszczał swoje białe i włochate szpony w każdą szczelinę.
Wszystko świadczyło o owem plugawem niedbalstwie, którego piętno wyciskają dożywotnicy na wszystkiem co posiadają. Dwa okna na pierwszem piętrze zatkane były sianem. Przez okno na parterze widać było izbę pełną narzędzi, wiązek drzewa; przez drugie wystawiała pysk krowa, świadcząc, że Kuternoga, aby oszczędzić sobie drogi dzielącej jego domek od bażantarni, zamienił salę pawilonu myśliwskiego na oborę, salę z sufitem w kasetony, w których widniały herby wszystkich właścicieli Aigues!
Czarny i brudny parkan szpecił dostęp do pawilonu, zamykając świnie pod daszkiem z desek, kury i kaczki w małych zagrodach, z których wyprzątało się podściółkę raz na pół roku. Łachy schły na głogach, rosnących bezczelnie dokoła. W chwili gdy generał zbliżał się od mostu, pani Kuternożyna czyściła naczynie, w którem przyrządzała kawę z mlekiem. Strażnik, siedząc na krześle w słońcu, patrzał na żonę tak, jak dziki patrzałby na swoją.