Strona:PL Balzac-Ludwik Lambert.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mówiłem ujęcia ręki którą podawałaś mi tak ładnym ruchem (smutny rozsądek, który kazał ci wątpić o mej miłości!), znajdowałem się w owym stanie szaleństwa, w którem jest się bliskim mordu byle posiąść kobietę. Tak, gdybym uczuł ten rozkoszny uścisk równie żywo jak głos twój rozbrzmiewał w mem sercu, nie wiem dokąd byłaby mnie zawiodła gwałtowność mych uczuć. Ale mogę milczeć i cierpieć wiele. Poco mówić o tych cierpieniach, skoro marzenia moje mają się stać rzeczywistością. Będzie mi tedy wolno uczynić z całego naszego życia jedną pieszczotę! Kochanie moje, zdarza się czasem jakiś błysk światła na twoich czarnych włosach, któryby mi pozwolił trwać, ze łzami w oczach, przez długie godziny, w kontemplacji twej drogiej osoby, gdybyś mi nie rzekła w końcu odwracając się: „Przestań, ja się wstydzę.” Jutro więc, miłość nasza stanie się jawną! Ach, Paulino, te cudze spojrzenia, ta publiczna ciekawość, wszystko to ściska mi serce... Schrońmy się do Villenoix, zostańmy tam zdala od wszystkiego. Pragnąłbym, aby żadna ludzka twarz nie zajrzała do sanktuarjum w którem będziesz moją; chciałbym nawet aby po nas ono nie istniało, aby zostało zniszczone. Tak, chciałbym odjąć całej przyrodzie szczęście które my jedni wolni jesteśmy odczuć, a które jest tak olbrzymie że rzucam się w nie aby w niem zginąć: to otchłań. Nie przerażaj się łez, które zwilżyły ten list, to łzy radości. O ty, moje jedyne szczęście, nie opuścimy się już tedy nigdy.“

W r. 1823 jechałem z Paryża do Turenji dyliżansem. W Mer konduktor przyjął podróżnego jadącego do Blois. Wpuszczając go do mego przedziału, rzekł żartem:
— Nie będzie panu ciasno, panie Lefebvre!
W istocie, byłem sam.
Słysząc to nazwisko, widząc przed sobą starca o siwych włosach, wyglądającego conajmniej na lat