Strona:PL Balzac-Ludwik Lambert.djvu/050

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pchnie ona może, prędzej lub później, wiedzę na nowe tory. Gdybym zeń uczynił dzieło czysto naukowe, ściągnąłby uwagę myślicieli, którzy tak ani nań nie spojrzą. Ale, jeżeli traf włoży go im w ręce, uczyni się może o nim głośno...”
W liście do matki: „...potrzebowałem rozrywki. Byłem zmiażdżony zmęczeniem o jakie mnie przyprawił Ludwik Lambert; spędziłem nad nim wiele nocy i do tego stopnia nadużyłem czarnej kawy, że doznawałem boleści żołądka dochodzących do kurczów...”
Zaledwie wypuściwszy w świat tę książkę, wpada w rozpacz, przerabia ją z gruntu: „Jednego żałuję, pisze do pani Hańskiej w styczniu 1833, to żem ci zachwalał Ludwika Lambert, najsmutniejsze z poronionych dzieci...”
Oto obraz nadziei, wzruszeń i udręczeń tego wielkiego pracownika! W istocie, Ludwik Lambert nie ziścił nadziei pisarza. Nie należał do tych książek, które ugruntowały jego rozgłos i wielkość. Ale dziś, gdy tę wielkość utrwaliły inne jego dzieła, pozostał on arcyciekawym przyczynkiem do zrozumienia jego twórczości, do zrozumienia Balzaka. Przynajmniej pewnej jego strony. Bo tak samo jak opis Lamberta jako dziecka jest zapewne „wystylizowaniem” pewnych tylko cech — i to raczej wewnętrznych — młodego Balzaka, krępego, pyzatego chłopca o poczciwym rubasznym śmiechu, tak i cały Lambert, jako fenomen ludzki, wyraża tylko pewne strony samego pisarza. Sam Balzak będąc Duchem, równocześnie bardziej był człowiekiem. Był niby Arką Noego, w której mieściły się po parze wszystkie gatunki stworzeń; w której mieszkał i duch i bestja ludzka. Interesującem będzie zaznaczyć, iż w tej samej epoce w której pisze Ludwika Lambert i mistyczną Serafitę, rodzą się samorzutnie pod jego piórem trzy dziesiątki wyuzdanych Powiastek uciesznych, w których w kunsztownie