Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ba! na naszą pociechę, pp. doktrynaliści stworzyli ten mglisty aksjomat: Głupi jak fakt.
— Twój aksjomat, odparł chemik, musi być tedy faktem, gdyż jest solennie głupi.
Zaczęli się śmiać i poszli na obiad w nastroju ludzi ktorzy widzą w cudzie już tylko objaw przyrody.
Wracając do domu, Valentin był pastwą zimnej wściekłości; nie wierzył już w nic, myśli mąciły mu się w mózgu, kłębiły się i wirowały jak myśli wszelkiego człowieka w obliczu niemożliwego faktu. Chętnie uwierzył w jakąś tajemną wadę w machinie Spieghaltera, niemoc wiedzy i ognia nie dziwiły go; ale gibkość skóry kiedy on ją miął w palcach, a sztywność jej kiedy ją poddano wszystkim środkom zniszczenia jakie człowiek posiada, przerażały go. Ten niezaprzeczony fakt przyprawiał go o zawrót głowy.
— Jestem szalony, powiadał sobie. Mimo że od rana jestem na czczo, nie chce mi się jeść ani pić, czuję w piersiach ogień który pali...
Włożył z powrotem jaszczur w ramkę w której znajdował się niegdyś, poczem, obrysowawszy czerwoną linią obecny kontur talizmanu, usiadł w fotelu.
— Już ósma! wykrzyknął. Ten dzień minął jak sen.
Oparł się o poręcz, złożył głowę na lewej ręce i utonął w posępnej zadumie, w owych pożerających myślach, których tajemnicę unoszą z sobą skazani na śmierć.
— Ach! Paulina, wykrzyknął, biedne dziecko! są przepaści, których miłość nie zdoła przebyć, mimo siły swych skrzydeł!