Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oto, mój drogi, jak się zgubiłem. Wystarczy młodemu człowiekowi spotkać kobietę która go nie kocha lub kobietę która go zanadto kocha, aby całe jego życie spaczyło się. Szczęście pochłania nasze siły, tak jak nieszczęście gasi nasze cnoty. Wróciwszy do mego hoteliku, patrzyłem długo na poddasze gdzie wiodłem czyste życie uczonego, życie które byłoby może uczciwe, długie i którego nie powinienem był rzucać dla życia namiętności ciągnącego mnie w przepaść. Paulina zastała mnie pogrążonego w melancholji.
— Co panu?
Wstałem zimno i odliczyłem pieniądze, które byłem winien jej matce, dodając komorne za pół roku. Patrzała na mnie przerażona.
— Opuszczam was, droga Paulino.
— Odgadłam! wykrzyknęła.
— Słuchaj, moje dziecko, nie zarzekam się że mogę tu wrócić. Zachowaj mi moją celę przez pół roku. Jeżeli nie będzie mnie tu do piętnastego listopada, odziedziczysz po mnie. Ten zapieczętowany rękopis, rzekłem pokazując jej paczkę papierów, to kopja mego wielkiego dzieła o Woli: złożysz je w Bibljotece królewskiej. Z resztą rzeczy które tu zostawiam zrobisz co zechcesz.
Rzuciła mi spojrzenie, które mi zaciążyło na sercu. Paulina była mi w tej chwili niby żywem sumieniem.
— Nie będzie już lekcji? rzekła wskazując fortepian.
Nie odpowiedziałem.