Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ma bukietu; poszedłem po kwiaty, przyniosłem jej moje życie i mienie. Doświadczałem równocześnie wyrzutów i przyjemności ofiarując jej bukiet, którego cena dała mi próbkę kosztów zdawkowej światowej galanterji. Niebawem Fedora zaczęła się żalić na zbyt silny zapach hiszpańskiego jaśminu, uczuła nieznośny wstręt na widok sali gdzie była zmuszona siedzieć na twardej ławce; wymawiała mi żem ją tam przyprowadził. Mimo iż siedziała obok mnie, oświadczyła że chce iść; wyszła. Skazywać się na bezsenne noce, strwonić dwa miesiące życia i nie zrobić jej przyjemności! Nigdy ten demon nie był bardziej uroczy i bardziej nieczuły. Przez drogę, siedziałem obok niej w szczupłym powoziku, wdychałem jej oddech, dotykałem pachnącej rękawiczki, widziałem wyraźnie skarby jej piękności, czułem atmosferę słodką jak irys: cała kobieta i nic z kobiety. W tej chwili błysk światła pozwolił mi ogarnąć głębie tego tajemniczego życia. Przypomniała mi się książka świeżo wydana przez poetę, pomysł szczerego artysty wyrzeźbiony w posągu Poliklesa. Zdało mi się że widzę tego potwora, który to jako oficer poskramia ognistego konia, to jako młoda dziewczyna stroi się przy gotowalni i przywodzi do rozpaczy kochanków; to jako kochanek wtrąca w rozpacz łagodną i skromną dziewicę. Nie mogąc sobie inaczej wytłómaczyć Fedory, opowiedziałem jej tę fantastyczną historję; ale nic nie zdradziło jej podobieństwa z tą poezją Chimery; ubawiła się nią szczerze, jak dziecko bajką z Tysiąca i jednej nocy.