Strona:PL Balzac-Jaszczur.djvu/025

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rzecz niesłychana! stępiali starcy, skostnieli funkcjonarjusze, widzowie, nawet zaciekły Włoch, wszyscy, na widok nieznajomego doznali jakiegoś okropnego uczucia. Czy nie trzeba być bardzo nieszczęśliwym aby uzyskać litość, bardzo słabym aby wzbudzić sympatję, lub też wyglądać bardzo złowrogo aby wstrząsnąć dreszczem dusze w tej sali gdzie cierpienie musi być nieme, gdzie nędza jest wesoła a rozpacz przyzwoita? Otóż, było coś z tego wszystkiego we wrażeniu które poruszyło te lodowate serca, kiedy młody człowiek wszedł. Czyż kaci nie płakali nieraz nad jasnowłosemi dziewicami, których głowy miały spaść na znak Rewolucji?
Od pierwszego rzutu oka gracze wyczytali na twarzy nowicjusza jakąś straszną tajemnicę; młode jego rysy były przepojone melancholijnym wdziękiem, spojrzenie świadczyło o zawiedzionych wysiłkach, o tysiącu oszukanych nadziei. Martwa bezczułość samobójstwa dawała temu czołu matową i chorobliwą bladość, gorzki uśmiech rysował lekkie fałdy w kątach ust, a fizjognomja wyrażała rezygnację, na którą przykro było patrzeć. Jakiś tajemniczy Duch migotał w głębi tych oczu, zamglonych może wyczerpaniem rozkoszy. Czy to rozpusta naznaczyła swojem brudnem piętnem tę szlachetną twarz, niegdyś czystą i promienną, obecnie spodloną? Lekarze przypisaliby z pewnością chorobie serca lub piersi żółtą obwódkę okalającą powieki i rumieniec barwiący policzki; poeci natomiast chcieliby w tych znakach widzieć spustoszenia sprawione przez naukę, ślady nocy spędzonych