Strona:PL Artur Oppman - Poezje tom I Stare Miasto.djvu/223

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z powiędłych twarzy łza tęsknoty płynie,
A pan Cholewa macha ranną ręką
I grubym basem bierze udział w śpiewie,
Marząc o wielkim ludów świata gniewie.

I nagle z głębi brudnego podwórza
Zagrały skrzypki pana Mateusza:
Głos po mieszkaniach przeleciał, jak burza,
A w onym głosie była żywa dusza!
Każde się lice wyjaśnia, rozchmurza,
Pieśń wszystkie usta do uśmiechu zmusza,
Zda się, do domu weszło złote słońce,
Ogromne, jasne i ożywiające!

I cichną wokół wszystkie inne głosy,
Ten jeden tylko prym trzyma — i śpiewa,
Uderza falą w spokojne niebiosy,
Odbity w echu dołem się rozlewa;
Co to? Na oczach srebrne błyszczą rosy.
Co to? Łzy płyną — razem śmiech rozbrzmiewa,
Dziwne się czynią w ludzkich sercach czary,
Gdy na swych skrzypkach gra Mateusz stary.

I słucha skrzypek pani Maciejowa,
Trzęsąc nad kramem starą, siwą głową,
I pan Bartłomiej dośpiewuje słowa,
Z czapką na uchu i z miną marsową,
Doktor Barnaba goni młodość, płowa
Wiślana fala wtóruje echowo
Dźwiękom, a Flisak w marzeń wniebowzięciu
Duma o wiośnie i o pięknym księciu...