Strona:PL Artur Oppman - Pieśni.djvu/014

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Pod czaszką gniazda znajdziecie wężowe,
W półtrupich piersiach chłodną lodu bryłę, —
Dziś tłum nie patrzy w stropy lazurowe,
Zgniłe ma żądze i myśli ma zgniłe;
On nie wie, kędy jego drogi nowe,
Skąd ma nadzieję, skąd ma czerpać siłę,
I gwiazd już swoich nie szuka na niebie —
On stracił wiarę i w Boga i w siebie!

Więc o czem śpiewać?... O tym nędznym tłumie,
Co zda się z nerwów zlepionym i z kału?
Co, tracąc zmysły w orgii duchów szumie,
Drwi z epopei piękna i zapału?
Co już samego siebie nie rozumie,
W przepaść nicości zstępując po mału?...

Więc o czem śpiewać? O zgniliźnie bytu?
O żądz przesycie lub żądz rozbestwieniu?
O zmroku nocy bez nadziei świtu?
O hańbie duchów i serc potępieniu?
O tym chaosie, pełnym jęku, zgrzytu,
Co z blasków powstał, a nurza się w cieniu?
Co upodleniem skończy się i gniciem,
A dziś ludzkości światem jest i życiem?!

O, nie! Pieśń winna czystą być i jasną,
Winna być ludów wieszczką i mistrzynią,
Wypiękniać duchy swą pięknością własną
(Tak blaski słońca nawet z błotem czynią);
Miłość i wiara nigdy w niej nie gasną,
A dom jej nie jest kramem, lecz świątynią;
Ona byt ziemski wznosi i uświetnia
I nie poniża — ale uszlachetnia…