Strona:PL Artur Oppman - Moja Warszawa.djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Bywało z głodu piszczy brzuch,
W kieszeni same dziury;
Lecz pcha się w życie chłopiec zuch,
Nie patrzy w dół — w lazury!


Facjatko! Marzenie stawiającego pierwsze kroki literata, facjatko! edenie dziewcząt z magazynu, sklepu lub szwalni, facjatko! utracony raju dzisiejszej doby dancingów, tangów i shimmy, sukien do kolan, biusthalterów i rozpusty, sięgającej aż do granic zbrodni.
Czy jeszcze kiedy powrotną falą nadpłynie ów czas, gdy rumieniono się jak róża na wspomnienie muśnięcia ręki? gdy młodzieniec, jak za czasów Maryli, kładąc się spać, zasłaniał minjaturę ukochanej, aby jej, broń Boże, nie obrazić?
Jeśli powrócą, powróci i dawna facjatka, aby zakwitnąć w poezji niewiędnącem nigdy kwieciem o barwie i woni, jakie ma tylko młodość i tylko poezja.

Marzy się coś tam szarym zmrokiem
O jakiejś dawnej doli.
A tu wspomnienie siadło bokiem
I boli — boli — boli.

Nie wiem, kto winien? dola winna?
Czy los to był złą swatką?
Jakżeś ty była lepsza, inna,
Facjatko! ach, facjatko!