Strona:PL Aleksander Humboldt - Podróż po rzece Orinoko.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

meraldzie, że pewnego wieczoru, w roku 1795, w porze wieczornej, kiedy zazwyczaj moskitów najwięcej w powietrzu, znikły one nagle na całą godzinę. Nie było ni jednego mimo pogody i ciszy powietrza, co zapowiadało deszcz bliski. Trzeba żyć w tych krajach, by zrozumieć, jak dalece zjawisko to musiało wszystkich zdumieć. Winszowano sobie wzajem i pytano czy owa „felizidad“ (szczęśliwość); owo „alivio“ (ulga) długo potrwać może. Za chwilę jednak miast radości i rozkoszowania się ulgą, wszyscy uczuli strach przed wytworami własnej wyobraźni. Mówiono sobie, że prawa natury doznały wstrząsu, a miejscowi uczeni i starzy Indjanie prorokowali straszliwe trzęsienie ziemi. Kłócono się, nadsłuchiwano najlżejszego szmeru liści, gdy zaś powietrze napełniły z powrotem moskity, nastała ogólna radość. Niepodobna powiedzieć, co wywołało owe zjawisko, odmienne zresztą całkiem od normalnej zmiany gatunków w poszczególnych porach dnia, ale zainteresowało nas żywe opisywanie go przez tubylców, jako dowód, że człowiek czuje nawykową skłonność do znanych dobrze cierpień codziennych.
Z podróży naszej od Esmeraldy do ujścia Atabapo mógłbym podać jeno opis rzek i bezludnych miejscowości.
Dnia 31 maja przebyliśmy wodospady Guahibo i Garcity. Przed zachodem słońca zwiedziliśmy położoną na wschodnim brzegu jaskinię Ataruipe, mieszczącą, zda się, groby całego wygasłego plemienia. Słynie ona pośród tubylców.
Wchodzi się na nagą skałę granitową, tak śliską, że gdyby nie twarde, trudno wietrzejące kryształy feldszpatu, nie byłoby o co zaczepić nogi. Ze szczytu góry widać archipelag wysp, porosłych palmami, roz-