Strona:PL Aleksander Humboldt - Podróż po rzece Orinoko.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

naście sztuk, długich na dwanaście do piętnastu stóp używając do tego długich żelaznych haków, z mięsem krów rzecznych, jako przynętą. Poza zwierzętami szkodzą wytwarzaniu oleju żółwiego także Indjanie dzikich szczepów, którzy zabijają zatrutemi strzałami wygrzewające się na słońcu żółwie. Dzieje się to w czasie pierwszych deszczów wiosennych tak zwanych „deszczów żółwich“.
Około czwartej po południu podnieśliśmy kotwicę. Wiatr dął chwilami silnie. Od chwili kiedyśmy się znaleźli w górzystej okolicy zauważyliśmy, że żagle pirogi naszej są bardzo licho urządzone. Ale „patron“ łodzi chciał pokazać zebranym na brzegu Indjanom, że mimo to zdoła z wiatrem wypłynąć na środek rzeki. W chwili gdy sławił nam swą odwagę i zręczność, uderzenie wichru położyło statek na boku. Odrazu staliśmy po kolana we wodzie, a fala przeleciała przez stolik w tylnej części umieszczony, przy którym właśnie pisałem. Zdołałem ocalić sam jeno pamiętnik, reszta zaś, to jest papiery, książki i zasuszone rośliny spłynęły na powierzchnię rzeki. Zerwał się Bonpland, śpiący w pirodze i zaczął akcję ratunkową z zimną krwią, która go nigdy nie opuszczała. Wiatr podnosił chwilami zatopioną burtę łodzi, nie straciłem tedy nadziei. Mogliśmy zresztą dopłynąć do brzegu, ponieważ w pobliżu nie było krokodyli.
Nagle zerwała się lina żagla i ten sam wichr, który nas obalił, postawił pirogę w normalnej pozycji. Wyczerpaliśmy wodę łupinami z dyń, naprawili żagiel i w niespełna pół godziny wszystko było gotowe do dalszej podróży. Uratował nas cud istny. Czyniłem wyrzuty sternikowi, on zaś odparł z indyjską flegmą, że „białym ludziom nie zabraknie tu słońca, dla