Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/227

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Zdzisław.

Psa zamknąć kazałem.
Psów nie lubisz?..

Pan Benet.

Nienawidzę.

Zdzisław.

Stryj zdrów?

Pan Benet.

Ot tak!

Zdzisław (chodząc).

Przyjechałem.
(p. k. m.) Przyjechałem.

Pan Benet (nie spuszczając go z oka).

Widzę, widzę.

Zdzisław (nie patrząc na stryja).

Stryj wygląda wyśmienicie.

Pan Benet.

A ty, jak się masz?

Zdzisław.

Tak jak całe życie...

(Śmiejąc się, zdejmuje paletot i rzuca na klatkę.)

Doskonale.

Pan Benet.

Nie zruć klatki.

(Zdzisław bierze paltot i rzuca na ziemię.)
Zdzisław.

Nie... nie... Zimno. — Nic nie szkodzi...
Mnie gorąco... mróz mnie chłodzi.

(Zdzisław zdejmuje szal z szyi i rzuca na kwiatki.)