Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/135

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Aniela.

Cicho, cicho, pomówimy o tém.

Matylda.

Ale nadal jak najmniéj śpiewania Panie Dolski, bardzo proszę.

Karol.

Bravo! do kroćset!..

Matylda.

Pst!.. Widzisz więc Panie Leonie, że nie zawsze chęć majątku sercem powoduje. Ja majętna zostałam odmówiona, a ta mała, ktoby się spodziewał, dostaje bogatego i pewnie dobrego męża.

Leon (na stronie).

To wyraźnie pod moim adresem. (głośno) Kiedy tak, więc wiesz co Matyldo... czas drogi... jedźmy jakby koleją żelazną... oni się biorą, pobierzmy się i my. Co mówisz?

Matylda.

Ty ze mną? (Karol niespokojny.)

Leon.

Dlaczego nie?

Matylda.

Żarty.

Leon.

Bynajmniéj. Nie mogłaś nie widzieć oddawna...

Matylda.

Żeś zwracał dyplomatyczne westchnienia ku Anielce?

Leon.

Ach Matyldo, trudnóż zgadnąć było, że to maska.