Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VII.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Aniela.

Nie mówię, aby tak było, ale czyliż być nie może?

Matylda.

O la la!

Aniela.

Wesoły do szaleństwa prawie, przyszłością nie troszczy się wiele... przyjmuje obojętnie co mu los wydziela, ale przez to nie mniéj jest zdolny do głębokiego uczucia.

Matylda.

O la la!

Aniela.

Ja znam dobrze jego serce, może lepiéj jak on sam. Miłość jego szczęściem albo nieszczęściem będzie... i nie bez przyczyny lękam się...

Matylda.

Nie, nie moja Anielko. Karol zakochany jest dla mnie istotą nie do pojęcia... i jeżeli się nie śmieję, to tylko dlatego, aby nie rozgniewać cię powtórnie.

Aniela.

Dotychczas ostrém było jego życie i tylko umysł swobodny wspierał go zawsze. Los wytyczył w przyszłości tobie drogę kwiecistą, jemu ciernistą ścieżkę. Nie pozbawiaj go spokojnéj odwagi, której potrzebuje. To od ciebie zależy. O to cię błagam.

Matylda.

Dajże mi pokój. Twoje przesądne przewidywania sensu nie mają. Lubię jeździć konno, on także lubi, jeździmy razem i na tém koniec.