Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom VI.djvu/031

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przy nim na krześle siedzi Doręba; Szwarc po lewéj stronie sceny; Skubelski w środku.)
Takiem miał spotkanie.
Na jarmarku w Rzeszowie stanąłem na stronie
I przy bryczce z respektem popasałem konie.
Niebawem ten Jegomość zbliża się do bryczki...
Suknia, but, na nim fajne... żółte rękawiczki...
Pan a Pan jedném słowem; pyta jak się zowię?
Skubelski ze Skubelskiéj Woli szlachcic, mówię.
Tośmy sąsiady odrzekł, kupiłem Wierżbisko...
Wierżbisko wieś ogromna, skłoniłem się nisko,
I tak się od niechcenia zaczęła rozmowa,
A wkrótce wszystko wiedział z respektem do słowa,
Że mój koń siwy, z prążkiem, przez to sznurkiem zwany,
Jak mu przyjdzie pod górę, staje jak spętany,
A jak dobrze z respektem przeciągnąć go biczem
Cofa się, cofa Panie niewstrzymany niczém
Póki bryczki nie złamie albo w rów nie zwali.
Wziąłbym zań lada szkapę, byle jechać daléj
Bo mi spieszno. Zamian, rzekł, niebezpieczny bratku,
Wolisz przedać i kupić nic nie dasz dodatku,
Koń twój miniasty, dobrze zapłacić ci mogą.
Tak się stało, przedałem i przedałem drogo,
Ale jak przyszło kupić... Dolaż nieszczęśliwa!
Jegomość wszystko gani, każdy mój targ zrywa.
Czekaj, mówi, nie stracisz. A mnie czas już w drogę...
Chciałbym uciec, lecz jedną kobyłą nie mogę.
Nareszcie pod wieczór jak w processyi jakiéj
Wiodą konia gniadego. Nuż pędzić w zygzaki,
Chustkami straszyć, trzaskać... bębnić w kapelusze
A krzyczeć Haho! Haho! tak że wyznać muszę,