Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IX.djvu/214

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Marta.

A mójże?! Za królika nie ma złości.

Barbara.

Jak się tam trochę potarkocze i nie bez tego, aby się czasem nie potarkotało... nie byłoby ładu w domu.

Marta.

Pozasypialiby wszyscy.

Barbara.

To mój Michał bywało mruknie tylko: „Daj Boże szczęście“ i pójdzie sobie zacisnąwszy czapkę na uszy.

Marta.

A mój nieborak z głową się nakryje i niby śpi.

Barbara.

A teraz pochmurny łazi jeden za drugim. — Cóż to im się stało?!.. Co to być może?

(Justysia stając między niemi.)
Justysia.

Ot za pozwoleniem, ja Paniom powiem.

Barbara (kładąc robotę).

Ty Justysiu? ty miałabyś wiedzieć?

Justysia.

Wiem, wiem, i to bardzo dobrze.

Marta.

No to powiedz.

Justysia.

Wasi panowie mężowie są... zazdrośni.

(Barbara i Marta zdejmują okulary i śmieją się serdecznie.)

Nie śmiejcie się Panie, bo ja wiem, co wiem.