Przejdź do zawartości

Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom IX.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
Fulgencyusz.

Nie na długo, nie na długo. Ja już dwadzieścia lat jak nigdzie nie wyjechałem, ja chcę zrobić małą partie de plaisir — puls dobry.

Anzelm.

Ludzie powiadają, że Pan Doktor nie sam wróci.

Fulgencyusz.

He, he, he! być może... (nawiasem) język... z kimże... co? piękny... z kim ja wrócę? co?

Anzelm.

Z młodą Panią Doktorową.

Fulgencyusz.

He, he, he! zawsze wesoły; semper hilaris atque jucundus — a twoja żonka jak się miewa? jak się trzyma?

Anzelm.

Ach już się nie trzyma — umarła.

Fulgencyusz (z przyciskiem jakby przekleństwo).

A kremortartari! umarła? po jedném tylko consilium? po jedném? za prędko, za prędko... tak, tak, ale cóż robić? contra vim mortis non est medicamen in hortis.

Anzelm.

Można czém służyć?

Fulgencyusz.

Szklankę wody, mój przyjacielu.

Anzelm.

Zaraz będzie.

(Wkrótce przynosi szklankę wody. Doktor siada po prawéj stronie stolika, dobywa flaszeczkę, ogląda, roz-