Strona:PL Aleksander Fredro - Dzieła tom II.djvu/067

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Oziębłość męża i twoje zalety,
O których zawsze słyszałam, niestety!
Wszystko ku tobie me serce skłaniało,
Wszystko zwalczyło odporu już mało;
Zwyciężyłeś, lecz kiedy ja w szczérej żałobie,
Kochając, cnotę poświęciłam tobie,
Ty swoją zdradą cieszyłeś się skrycie;
Lecz niczém zdrady byłoby użycie,
Niczém i szutka uwodzenia cała,
Gdybym cię tylko mniej była kochała!

Alfred.

Możeszże myśleć...

Elwira.

Jestem wystepną, przyznaję,
Nie chcę taić moich błędów,
Hańbą okrytą zostaję
I niewartą żadnych względów.
Zdeptałam świętość skromności i wiary,
Godnam tak bolesnej kary.
Ale czyliżto tobie karać mnie przystało?
Krwawić serce, że ciebie swojém bóstwem miało?
Jeśliś nigdy nie kochał, nie znał ognia duszy,
Co namiętnym pożarem źródło życia suszy,
Co w serce wciska i razem w niém mieści
Obok lubej roskoszy najsroższe boleści,
Cóż nieszczęsna Elwira mogła ci przewinić,
Żeś ją starał się gwałtem występną uczynić?

Alfred.

Cóżem zrobił...

Elwira.

Ach Alfredzie,
To być nie może, mnie błędna myśl wiedzie,