Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/276

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i oddaję ci je wszystkie. Z majątkiem zaś takim mieć możesz na ziemi wszystko, czego tylko zapragnie twa dusza.
— Hrabio!... mam twoje słowo — odpowiedział zimno Morrel. Zaś po rzuceniu okiem na zegarek, dodał: — już wpół do dwunastej. Widzę, iż w tej ciężkiej chwili nic mi pomóc nie chcesz, czy nie możesz. A więc ja sam sprawę tę załatwię.
I powstał.
— A więc dobrze — odpowiedział Monte Christo, a jego twarz, po tych słowach Morrela, ujawniających jego niezłomną wolę śmierci, rozjaśniła się — widzę, iż jesteś nieugięty, a twa żądza śmierci jest nie do przełamania. Widzę, że jesteś naprawdę i do głębin nieszczęśliwy, a także, iż w tym stanie rzeczy do życia istotnie nie jesteś zdolny. A więc ja ci tę podróż w zaświaty ułatwię. Siadaj z powrotem, przyjacielu, i czekaj.
Po słowach tych hrabia powstał, poszedł do starannie zamkniętej gablotki, otworzył ją i wyjął z niej małą ze złota uczynioną szkatułkę, przedziwnie rzeźbioną i wysadzaną najcenniejszymi kamieniami, jak szmaragdy, szafiry i brylanty najczystszej wody.
Gdy wrócił do stołu, złotą łyżeczką zaczerpnął z niej nieco brunatno-zielonawej masy, a podając następnie łyżeczkę tę Morrelowi, rzekł:
— Oto jest właśnie to, co ci przyobiecałem. Jest to śmierć! Śmierć pogodna, cicha, bez cierpień najmniejszych.
— Za życia jeszcze — odpowiedział Morrel, biorąc łyżeczkę z rąk hrabiego — dzięki ci składam za nią z głębi serca.
A potem, zwolna, spokojnie, najzupełniej pewną ręką podniósł łyżeczkę do ust i spożył środek śmierciodajny.
Gdy ten czyn został dokonany, — nie przemówili już do siebie więcej ani słowa.
Wszedł Ali, podał kawę i nargile, a potem oddalił się, niemniej cicho, jak wszedł.
Zwolna światło lamp zdało się maleć, niknąć, szarzeć, a i woń kadzielnic zdała się być słabszą.
Tak się przynajmniej zdawało Morrelowi.
Monte Christo patrzył na spokojną twarz przyjaciela.