Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

—Tak... tak... mówiły oczy paralityka.
Maksymiljan chciał wtedy coś powiedzieć, o ile się zdaje, lecz jego zmartwiałe usta nie wydały głosu. Zachwiał się, aż się o stół wesprzeć musiał, a w końcu rzucił się ku drzwiom.
— Dobrze... tak... powtórzyły oczy Noirtiera.
Maksymiljan wypadł na schody, przebiegł wszystkie opuszczone pokoje i wpadł do pokoju Walentyny.
Nie potrzebował drzwi otwierać, bo stały otworem.
Zaraz na wstępie słuch jego uderzyło głośne łkanie, a następnie usłyszał i wyrazy:
— Walentyna nie żyje...