Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dlatego to, mimo znużenia, Andrzej zasnął natychmiast, jak tylko przyłożył głowę do poduszki.
By się zbudzić jak najwcześniej, nie kazał zamykać okiennic, drzwi tylko zaryglował starannie, na stoliku zaś, stojącym przy łóżku, położył nóż, którego hart i ostrze znał doskonale, a który go nie odstępował nigdy.
O godzinie siódmej rano, Andrzej obudzony został jasnemi promieniami słońca, padającemi wprost na jego twarz.
W każdym mózgu prawidłowo działającym, myśl główna daje znać o sobie po obudzeniu się organizmu.
To też Andrzej wiedział, że spał za długo.
Momentalnie więc wyskoczył z łóżka i podbiegł ku oknu, by ujrzeć... żandarma, przechadzającego się po dziedzińcu.
— Poco tu żandarm? — pomyślał wtedy Andrzej.
Lecz natychmiast odpowiedział sam sobie na pytanie to z przedziwnym spokojem i rozsądkiem: — żandarm w hotelu nigdy dziwić nie powinien; niema się więc nad czem zastanawiać; za to ubierać się należy jak najprędzej.
I młodzieniec ubrał się z nadzwyczajną szybkością, co ujawniło, iż nie tracił on bynajmniej swych przyrodzonych zalet, mimo to, że od paru miesięcy miał pokojowca.
— Zanim się ubiorę, ów żandarm pójdzie sobie niezawodnie — monologował dalej Andrzej — a wtedy wymknę się do lasu.
Niestety jednak. Nietylko pierwszy żandarm nie odszedł, ale nawet zjawił się drugi, który stanął przy drzwiach wyjściowych, gdy trzeci na koniu i z karabinem w ręku stróżował po drugiej stronie dziedzińca. Nie mogło ulegać wątpliwości, iż od frontu hotelu pilnowała straż w niemniejszej sile.
— To za mną pogoń! — wpadł odrazu na trafną myśl Andrzej — źle, do djabła!...
Trudno się dziwić, że w tem położeniu bladość okryła jego twarz. Niespokojnem okiem rzucił dookoła...
Z pokoju wyjść można było: albo na korytarz, albo też na ganek, obserwowany w tej chwili nietylko przez żandarmów,