Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/077

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

D‘Avrigny pomyślał chwilę, a potem, przysuwając się jeszcze bliżej do Noirtiera, zapytał głosem jeszcze bardziej zniżonym:
— Czy widziałeś, jak biedny Wawrzyniec umierał? Domyślasz się z czego umarł?
— Tak.
— Według twego mniemania, umarł śmiercią naturalną?
Coś nakształt skrzywienia przebiło się na twarzy bezwładnego, a oczy powiedziały „nie“.
— Więc wpadłeś na domysł, że został otruty?
— Tak.
— Sądzisz pan, że ktoś usiłował otruć go z rozmysłem?
— Nie.
— Lecz w twem mniemaniu otruła go ta sama ręka, która teraz chciała zgładzić Walentynę, a wtedy godziła na życie innej osoby?
Starzec potwierdził zamknięciem oczu.
— Więc i ona padnie ofiarą — zapytał d‘Avrigny, wlepiając przenikliwy wzrok w Noirtiera i obserwując, jakie wrażenie sprawią na starcu te słowa.
— Nie — odpowiedział Noirtier, ze spojrzeniem pełnem triumfu.
— Spodziewasz się zatem, iż morderca odstąpi od spełnienia swego niecnego zamiaru?
— Nie.
Doktór był zdumiony.
— Sądzisz, iż trucizna nie wywrze na niej skutku?
— Tak.
— Na jakiejże zasadzie urobić sobie pan mogłeś to niezwykłe mniemanie?
Paralityk skoncentrował całą siłę swego wzroku na jednym punkcie, d‘Avrigny spojrzał za nim w tym samym kierunku i stwierdził nie bez zdziwienia, iż oczy starca zwrócone były na lekarstwo, które on sam stale przyjmował.
— Ach — zawołał d‘Avrigny uderzony nagłą myślą — więc ty...