Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 04.djvu/018

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szerokiej, która jest na niej. Jeżelibyś twarzy nie rozpoznała, to poznasz go po tej ręce, na której kupiec El-Kobbir odliczał złoto, sztuka po sztuce! I ja bym miała go nie poznać!
Każde z tych słów uderzało w Morcefa, jak ostrze miecza, rozbijając moc jego ducha. Przy ostatnich wyrazach mimowoli schował prawą rękę poza siebie, miał bowiem na niej istotnie bliznę.
Cisza grobowa, która do niedawna panowała w Izbie zniknęła oddawna, z ław senatorskich coraz głośniejsze wstawały pomruki.
— Panie hrabio de Morcef — odezwał się przewodniczący — nie upadaj na duchu. Może żądasz odroczenia obrad? Albo może chciałbyś, ażeby Izba wydelegowała dwóch swych członków do Janiny, by ci zbadali rzecz na miejscu?
Morcef milczał.
Członkowie Izby spojrzeli po sobie ze zdumieniem. Znali przecież dobrze nieposkromiony i gwałtowny charakter hrabiego.
Wielka zaprawdę musiała być moc, jeżeli skruszyć zdołała energję takiego człowieka! Można się było obawiać jednak, iż ta moc się skupia i że za chwilę porwie się do czynu, by uderzyć jak piorun.
— A więc — zapytał raz jeszcze przewodniczący — cóż pan postanowił?
— Nie stawiam żadnych żądań i nie mam nic do powiedzenia — rzekł hrabia Morcef powstając, głosem przytłumionym, który ledwo dobywał mu się z piersi.
— Więc córka Alego Teleben powiedziała prawdę?
Hrabia spojrzał wokoło wzrokiem takiej nieokiełznanej rozpaczy, iż nawet tygrysa przejąłby trwogą, na sędziach jednak nie wywarło, to żadnego wrażenia. Wzniósł więc oczy do sklepienia, lecz je opuścił natychmiast, jakby się lękał, aby to sklepianie, rozstąpiwszy się nie zajaśniało drugim trybunałem, jakim jest niebo, i drugim sędzią, który się Bogiem nazywa.
Spazmatycznym ruchem rozerwał mundur, który jakby żelazną obręczą uciskał jego szyję, i wybiegł z Izby jak szale-