Strona:PL Aleksander Dumas - Hrabia Monte Christo 03.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic łatwiejszego. — I Andrzej znów się wziął do pióra.
— Na pierwszem piętrze, uważasz, gdy się idzie po schodach idących z westibulu, znajduje się naprzód przedpokój, dalej, salon, potem dwa pokoje do pracy, na lewo od salonu pokój sypialny, łazienka, buduar. Otóż w tym buduarze właśnie stoi podręczne biurko hrabiego, o którem mówiliśmy, stoi ono pomiędzy dwoma oknami.
Kadrus zaczął rozmyślać.
— Czy ten twój książe często wyjeżdża do Auteuil?
— Dwa, a czasem i trzy razy tygodniowo. Jutro naprzykład ma jechać na cały dzień i noc.
Kadrus spojrzał bacznie na młodzieńca, jakby mu chciał całą prawdę wydrzeć z piersi. Lecz Andrzej najobojętniej wyjął cygaro z kieszeni i spokojnie je zapalił.
— Kiedyż chcesz mieć te swoje 500 franków? — zapytał następnie Kadrusa.
— Jeżeli masz, to je dawaj natychmiast.
Andrzej dobył woreczka i wyliczył 25 luidorów.
— Złoto? — rzekł Kadrus — bardzo dziękuję.
— Toż, głupcze, na zmianie możesz tylko zyskać, stoi ono przecież o 5 sou wyżej.
— Bardzo możliwe. Ale wekslarz poszedłszy zaraz za poczciwym Kadrusem, złapałby go za kieszeń i kazałby się potem tłumaczyć: skąd i dokąd idzie i gdzie ma takie dobra, z których dochód złotem się wybiera. Daruj więc, bracie, taki głupi nie jestem. Chcesz, to dawaj mi zwyczajnem srebrem.
— Ależ jakże możesz przypuszczać, bym ja miał 500 franków srebrem przy sobie? Mam zaledwie trzydzieści.
— Dawaj, dobre i to.
— Zwróć że mi teraz półtora luidora złotem, albo dwa to ci dam dziesięć franków asygnatą.
— Wiesz, nie przypuszczałem, byś był do tego stopnia drobiazgowy. Ja mam mu zwracać złoto! Doskonały sobie!
— Widzę, że chcesz mnie ze ksóry obedrzeć.
— Ja? ciebie?... Nigdy, mój drogi. Ja chciałbym tylko dać ci przyjacielską radę, ażebyś pozostawił u mnie ten brylant,